środa, 21 kwietnia 2010

(nie)patriotyzm jako wyzwanie.

W sumie nikt nie skomentował poprzedniego postu, nie wiem czemu. Wiem, że był czytany. Przytłoczył? Kto wie. Co ja wiem - że musiałam to napisać. Cały poprzedni tydzień zmagałam się z tematem, próbując jednocześnie pisać ważną pracę i uczestniczyć w żałobie narodowej (i nie oszaleć).

Wciąż znajduję w sieci kolejne dowody na to, że nasz język mniej niż kiedykolwiek gotów jest na zmiany. Polszczyzna kostnieje wokół rany, zasklepia się. A głosy takie jak moje stają się coraz bardziej desperackie.

Myślę o tekście Olgi Tokarczuk. Na znajomym profilu na fb zarzuca się jej zarozumiałość. Nie widzę tego, dokładnie, może właśnie poza ostatnim akapitem:

"I am sick of building our common identity around funeral marches and failed uprisings. I dream of Poland becoming a modern society that is defined not by the crippling nature of history, but by our individual achievements, a sense of our own self-worth and ideas for the future."

Nie ma w tym tekście zdania, pod którym bym się nie podpisała; jestem świadoma własnych elitarystycznych skłonności... . Ten ostatni fragment, jest jednak - uświadamiam sobie - słowną watą. Nic nie oferuje poza błyskotką intelektualną - ani wizji, ani nadziei. Jak to zrobić, żeby historia nas nie przytłaczała? nie definiowała? jak budować to poczucie wartości w nas samych?

Pierwsza odpowiedź jest jasna, w duchu i pozytywistycznym i kapitalistycznym, zależnie od interpretacji. Każda i każdy za siebie. Praca u podstaw. Budowanie własnego poczucia wartości jest w sumie codziennym patriotycznym zadaniem. Równie dobrze można to uznać za dzieło religii, bo prowadzi do dobrego wykorzystania darów bożych, czyli talentów. Dobra samoocena w ogóle wiele ułatwia. Niemniej jednak słabo się ją buduje pod wiatr i wbrew otoczeniu. I tu brak mi recepty, jak chyba wszystkim.

Jak się buduje świadomość narodu, który woli dąć w trąby apokalipsy?

Żeby historia nas nie definiowała, my musimy zdefiniować historię. Niestety, nie ma jednej odpowiedzi i na to. Historia składa się z indywidualnych losów, niejasnych, splątanych, trudnych do interpretacji. Mamy historyków, artystów, historyczki, artystki - do poszukiwania prawdy przez naukę i intuicję, interpretowanie i katalogowanie. Każde społeczeństwo wykształca gałąź do ogarniania przeszłości. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby politycy nie nalegali na rozszczepianie włosa na czworo. W pogoni za jednolitą wizją niejednokrotnie bierze się jednostkowe losy jako reprezentatywne dla wszystkich. Chyba nie lubimy skomplikowanych prawd.

Oprócz interpretacji potrzebna jest także praca żałoby. Powie mi ktoś, że żałoby w tym społeczeństwie jest aż nadto i w dzień powszedni (co dopiero teraz). A jednak. Praca żałoby wiąże się z akceptacją wydarzeń. Bez dorabiania do nich ideologii. Trzeba wiedzieć CO się wydarzyło, zaakceptować, ŻE się wydarzyło, a następnie - żyć dalej. Czy to właśnie zrobiliśmy? z naszą wieczną niechęcią za drugą wojnę (i cóż przy niej jeden list biskupów), niechęcią do obcości, do zmian. Najbardziej widoczne jest nasze spojrzenie na powstanie warszawskie. Albo heroizm, albo tragedia. Albo wieczna chwała i symbol, albo nieopłakana jeszcze strata.

Ciekawa jest w tym kontekście twórczość Andrzeja Wajdy, zwłaszcza jako porte parole Mickiewicza. Obaj w swojej twórczości nie wahali się wskazywać na wady narodu, obaj (choć w różnym stopniu) tworzyli dla pokrzepienia serc. Obaj zostali zawłaszczeni (przy własnym współudziale?) przez tradycję heroiczną. Przecież "Pan Tadeusz" i mit zielonej ojczyzny to niejedyne przesłanie poematu! Mickiewicz nie pisał o wadach narodowych, żeby pióro stępić! A Wajda, jak zrobił "Kanał", był odsądzany od czci i wiary za zrzucenie bohaterów z postumentu. Współcześnie, "Kanał" pokazuje się jako wizję wzmacniającą jeszcze heroizm poprzez beznadzieję (paradoksalnie, ale tak to działa), a Wajda-terapeuta narodu zmienił się w konserwatora zabytków. Vide Pan Tadeusz i Katyń.

Historia zatacza krąg. Raz po raz. I czasem mam wrażenie, że nic się nie zmienia. Że nadal istnieje tylko Zosia i Telimena. I Matka Polka. To są moje opcje w polskiej szopce. Chochole tańce, płaszcze Konrada - jako kobieta nie trzęsę pięścią Bogu w twarz, mogę zatańczyć poloneza. Zmęczyłam się. Wyzwanie na dziś: odplątać poczucie wartości od narodowej tożsamości?


Artykuł Tokarczuk: http://www.nytimes.com/2010/04/16/opinion/16tokarczuk.html

1 komentarz:

  1. "A Wajda, jak zrobił "Kanał", był odsądzany od czci i wiary za zrzucenie bohaterów z postumentu" rok 1956, "odwilż", wiele dzieł wtedy było odsądzane od czci i wiary.Na przykład taki Hłasko o którym usiłuje magisterkę napisać:)Taka epoka...

    OdpowiedzUsuń