sobota, 10 kwietnia 2010

nie zginęło

Jakie to ciekawe, że w kulturze nic nie ginie. Okej, uproszczenie, wiele ginie. Ale nie zginęła w mojej głowie poezja Anny Świrszczyńskiej [żywe kultury bakterii myśli!], choć czytałam a) kilka wierszy b) lata temu c) w ogóle nie te, które czytam teraz, a mimo to d) w swojej twórczości odnaduję wiersze podobne (podobna metaforyka, tematyka etc.). Rzuciłam się na tę poezję łapczywie, wygłodzona, jak górski wędrowiec na źródlaną wodę. Piszę pracę roczną. Miało być o Idzie Fink (poddana przez profesora Ricie bez natchnienia), ale Ritę natchnęło. Choć Ida także ciekawa. Tamtaramtam, w każdym bądź razie przypominam wiersz jej z dawnych czasów ukochany... :-)



Gramofon grozy



Wyjechałeś. Kładę podomkę

I biorę się do porządków.


Otwieram szafę,

pod sukienkami spały

psy przerażenia.

Wypuszczam je, karmię.


Nakręcam

staroświecki żelazny gramofon grozy.

Zardzewiał, bo

nie umiałeś się z nim obchodzić.

Zawsze ręce ci drżały.


Otwieram na oścież

okno na nicość, zabiłeś je deską.

Bałeś się

przeciągów.

Kijem od szczotki

tłukę w sufit. Skaczę,

może podłoga zrobi się mniej solidna.


Teraz

wszystko jest już w porządku.

Zdrowy wiatr bezdomności

hula znów po mieszkaniu,

gramofon grozy chrypi

jakby go obdzierali ze skóry.

Przez dziurę w suficie

migoce piekło, podłoga

ugina się.


Biegam na czworakach

z psami przerażenia,

szczekamy razem.


Nareszcie znowu

żyję jak człowiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz