poniedziałek, 27 września 2010

Rita rozmyśla

Rita rozważa wielojęzycznie chroniczny brak motywacji.

I chyba wie.

Że nie wie.

Że nie wie, czy to TO.

W cokolwiek się angażuję, moja ambicja nie śpi. Chcę być dobra, najlepsza. Ale coś we mnie szepce - czy to jest to, na pewno? czy chcesz się w to angażować? hops, prokrastynacja. Zdam na pewno, ale nie na sto procent, na pół gwizdka. Przynajmniej tak było dotąd.

Jak zwykle, z odpowiedzią - pytanie. Skończy się to, jak będę czuła, że jestem we właściwym miejscu? czy to efekt uboczny współczesnej wielości możliwości? zaplątanie w nadmiar opcji udające poszukiwanie misji?

Jak zwykle, z odpowiedzią - pytanie.

niedziela, 19 września 2010

Jestem niespokojna [już północ, więc] od wczoraj. Od wczoraj jestem niespokojna. Niespokój targa mną, nie, nie targa, kołysze, szturcha mnie, popycha, budzi bezładne przyruchy nieświadome celu. Bo nie wiem, czego mi brakuje. A jeśli wiem, to nie wiem, że wiem.

Trzeba mi czegoś jak szok chłodnej wody przy skoku na głębię. Śmieszne może, niby już skoczyłam. A jednak chcę skakać jeszcze i jeszcze, gdzieś głęboko, gdzieś głęboko we mnie chcę. Po wierzchu - powierzchownie - jestem poobijana, nieprzychylna, nieufna, a jednak na powierzchni mi źle.

Brak mi, a przecież wszystko jest pod ręką - we mnie, w zasięgu. A jednak nie. Brak zapalnika, brak detonatora. Brak silnika. Twórczego impulsu, napędu. A męczy, bo czuję go blisko, oszaleć można od czekania.

Ja nie chcę spać. Chcę doleczyć gardło. Chcę krzyczeć. Chcę rzucać ciało na głęboką wodę.

Chcę splunąć lękiem, pluć lękowi w twarz. Męczę się w płytkiej wodzie, przy okazji-może-mam nadzieję-że się uda-NIE. Stało się już "przy okazji" i "hobbystycznie". Gra zaczyna się na poważnie. Robię albo nie.

A jednocześnie chcę chcieć się nauczyć - bawić po prostu. Bo jak wejdę w kierat - i pracoholizm, ten cichy desperat - i perfekcjonizm, nieznośna maniera (literacka, różnież - pauza i litera).

Trudno mi nagiąć umysł do mętnej wody, a przecież czuję - jak bardzo ogranicza mnie czarno-biały dualizm i walka! walka - energia, ale już za dużo... zeżre mnie, jeśli nie postawię granic. Binarne myśli - ciągłe przeciwieństwa - ramiona klatki tulę czule - na nic. Za nic. Nie puszcza mnie mój własny lęk. Wyjść z jasnych definicji to jest dać się wchłonąć. Nie będzie ja! rozpłynąć! zatonąć! minąć Tę Drogę! Dla Mnie Wytyczoną Misję! Wyśnioną! Nigdy! no i właśnie. tkwię.

ktoś rozumie? nie? a nie wyjaśnię.

piątek, 3 września 2010

nowe początki

Jechałam, i czułam się jak wąż zmieniający skórę. Pozostawiałam coś za sobą; to nie bolało - tylko ta... pustka? jak usuwanie martwego zęba. ok, dość pseudofilozofii. doświadczenie wyjazdu Z Polski, pożegnania z domem, przyćmione jest obecnie przez bycie Już W Holandii.
Jestem tu. Załatwiam mnóstwo spraw, wszystko się udaje. Dziś spałam pięć godzin, bo pisałam zlecenie, i nadal znajduję czas dla siebie, żeby wpaść na bloga. Uczę się swoich rytmów na nowo, co mogę i czego nie mogę robić. Jestem skoncentrowana na sobie, ale wciąż starcza na innych.
Jestem zadowolona :) póki co, towarzysko-papierologiczne dni codzienne są bardzo przyjemne. Mieszkam na razie sama (może dziś się to zmieni?) i bardzo sobie to chwalę (zwłaszcza to, jak bardzo jestem przygotowana na wyzwania tych dni: dziękuję Mamo! myślałyśmy dobrą chwilę nad tym, co wziąć). Umówiłam się z doradczynią od kariery o wdzięcznym imieniu Dorienne - tutaj nie zostawiają studentów samym sobie, i zamierzam to wykorzystać. Jutro idę założyć konto w banku. I tak dalej.

Zmieniam się, w mówieniu, projektowaniu, pisaniu. W pisaniu widać - sprawia mi potworne problemy, nowa wiedza językowa i naukowa próbuje się zintegrować, dołączyć do umiejętności "tworzenia pięknych zdań". Wychodzą nieraz ciekawostki przyrodnicze. Nie mogę teraz napisać recenzji od jednego machu; musi być myślowy okres karencji. Tak jak kiedyś miałam problemy z prelekcjami - złości mnie, gdy coś, co zawsze przychodziło łatwo, nagle sprawia problemy. Ale może jest ku temu przyczyna.

Zmiany w pisaniu widać pewnie na blogu - piszę tu luźniej, swobodniej, dziwne anglo-zaczerpnięte metafory prześlizgują się przez szerokie oka autocenzury. Ale zmiany są w głowie. Chcę zapisać ten czas, właśnie teraz - wstaję o wschodzie słońca i mogę wszystko.