poniedziałek, 22 czerwca 2009

Przypowieść

Pociąg. Przysypiam. Obok mnie małżeństwo z dwoma córkami. Starsza ma może pięć lat. Ciągnie ojca za rękaw i krzyczy:
- Tato, tato, patrz!
Ojciec, lekko znudzony, wygląda przez szybę - nic nie przyciąga uwagi; pola, budynki.
- Na co mam patrzeć?
- Tato, patrz! P o l s k a !

piątek, 19 czerwca 2009

Monari

Monari - dokument Łukasza Augustyniaka i Kaspra Piaseckiego, moich starszych kolegów z filmoznawstwa. Afryka. Kilka/kilkanaście osób na izbę. Seropozytywne, głodne dzieci. Przepiękne obrazy, łamana angielszczyzna, nieufne oczy. Uśmiechy, wielki (larger than life) David Monari, który działa, działa, działa, odwiedza wszystkie domy, poznaje ich po imieniu. Ich, tych ludzi, w których imieniu mówi w tym filmie. Którym załatwia lekarstwa, mikropożyczki, od których kupuje owoce, którym rozdaje mąkę. Z którymi rozmawia, tłumacząc cierpliwie, że dziecko musi iść do szkoły, że żeby mieć dziecko, trzeba móc je utrzymać.
Trudno mi było myśleć o wartości artystycznej filmu - nie umiem jej mierzyć. To dokument. Przenosi mnie w tamto - tamto miejsce, realia, dźwięk mowy, kolor ziemi. Patrzę w oczy tamtej rzeczywistości i umykam tej filmoznawczej klątwie, która nieraz każe analizować kolejne kadry. Z niesmakiem i smutkiem myślę o wszystkich drobnych luksusach mojego codziennego życia.
Nie tędy droga. Nie chcę wpadać w pułapkę poczucia winy. Nie dam paru złotych na dowolną, podetkniętą pod mój nos puszkę, żeby uspokoić sumienie. Chcę czuć to ostrze, chcę wiedzieć, że ono jest. Że ci ludzie istnieją. Przyjdzie moment, kiedy będę mogła im coś dać.

wtorek, 9 czerwca 2009

Kryzysowa narzeczona plus

Kryzys ekonomiczny. Kryzys polityczny. Kryzys wartości. Kryzys społeczny. Brać wybierać.

Wszyscy mają kryzys – mam i ja. Moje ciało uznało, że łez przepływa za mało. Kryzys emocjonalny? Załamanie nerwowe? Każdy pomysł jest dobry. Po tygodniu popłakiwania i dniu kilkugodzinnego płaczu z przerwami na oddech i wysmarkanie – po wykończonym leżeniu w łóżku, zbyt wcześnie by zasnąć – siedzę, nadal w łóżku, z laptopem i wybitnie łzawym filmem, odgryzając przypaloną czekoladę z długiej łyżki. Przerobiłam już telefony do grupy wsparcia, której część nie przyjdzie, bo mieszka za daleko (tak to jest, gdy studiujesz 500 km od domu) a druga część też nie przyjdzie, bo jest sesja. Ale przynajmniej współlokator szedł do sklepu i kupił mi czekoladę. Mam dobrze. A przynajmniej – lepiej. Nic tak nie oświeca, jak mała wycieczka na dno; czuję się jak wyciśnięta z wody szmata, i mam mniej więcej tyle energii. Życie jest piękne, dziś widzę to szczególnie. Szczególnie słabo, bo mi oczy zapuchły.




To było wczoraj. Pakiet plus, bo coś się zepsuło i nie chciało mi opublikować. Wyczerpana wybuchem, czuję się baardzo zależna. Przede wszystkim od moich emocji. Zawsze tak było, ale długo uciekałam przed tym faktem, zazdrościłam ludziom, którzy są mniej wrażliwi. Niestety. Nie ma opcji. Muszę polubić wodospady... :)