środa, 26 października 2011

Jadę do Turcji (reportaz ımpresyjny)

Jutro. Wracam dziewiątego listopada.


Fajnie, nie?

Miałam wenę, nie mam weny. Chyba pójdę spać.


Spakuję się jutro, no.


EDIT

Jak tu pieknie, jak tu pieknie, zycie jest piekne!! Tu sa palmy! Wychodze na balkon, a tu gory!! Aaaale bomba.... :D [tak, gdyby ktos nie zauwazyl, moj entuzjazm do zycia powrocil - w trojnasob]


Dzien 2

Goraco, ale woda zimna. Wygrzewam sie potem, zagrzebujac mokre cialo w stosi goracych kamieni. Moglabym siedziec na plazy tylko po to, by ukladac z nich wzorki. Kupiismy tzw. szezlong z pelna obsluga (drınki, kanapki, dania gorace, oplata za dostep do plazy). Na wprost woda, na prawo gory majacza blekitnie - stanowia one tutejszy wıdok z okna. Aha, jestem w Antalii. Istambul - w poiedzialek.

piątek, 14 października 2011

PIEPRZ SIĘ, UNIO

To ciekawe, że złość zazwyczaj nie wiąże się z kreatywnością. A jestem zupełnie – bezradnie – wściekła. Ha. Złość twórczości szkodzi?

Co się okazało: mój chłopak, aka obywatel trzeciej klasy (ogólnie, bo wszak nie - Unii, co jest kluczowe), nie może mnie odwiedzić w Polsce, jeżeli ja (osoba zapraszająca, aka obywatelka drugiej klasy) nie posiadam: 1. NOTARIALNEGO poświadczenia umowy najmu/zaświadczenia własności domu/mieszkania 2. Dochodu 2 tysięcy złotych miesięcznie NETTO (500 na potrzeby swoje, plus 50 zł x ilość dni pobytu – chciałam go zaprosić na miesiąc, bo wiadomo, że terminy lotów około świąt trzeba zdobywać, czy raczej negocjować…). No i, haha, mało kto spełnia takie warunki wokół. I to, żeby chodziło o pozwolenie do pracy, ale to głupia wiza turystyczna!


Szlag mnie trafił. Związek na odległość to jedno, związek z KIMŚ SPOZA UNII, to jeszcze zupełnie inna para gumowych butów. Nawet głupi przyjazd na mój bal absolutoryjny wymagał więcej formalności, niż to było wówczas możliwe. Goldsmith’s, niegdyś - wymarzona uczelnia M., oczekuje od niego kwot… horrendalnych. Musimy – właśnie teraz – podjąć jakieś decyzje odnośnie wspólnego życia, a jak to zrobić, jeśli on jest wszędzie traktowany jak potencjalny darmozjad, złodziej i terrorysta, z którego trzeba wycisnąć kasę?

Trudno mi, w porywie słusznego gniewu, krytykować wszystkie prawa imigracyjne – rozmawiamy o pojedynczej wizie turystycznej, nie mam wiedzy, ażeby wypowiadać się ogólnie – ale coś tu jest na rzeczy. Jedyny ogólny wniosek, który mogę wyciągnąć brzmi: dobry obywatel nie rodzi się w niewłaściwym kraju, nie zakochuje w niewłaściwych ludziach, i na pewno zarabia powyżej dwóch tysięcy miesięcznie…



PS: Tak, wiem, że sporo tych kłopotów by się skończyło, gdybyśmy się pobrali. Absurd tej sugestii – i to, że w ogóle ją wymieniam – pokazuje granice tej Twilight Zone, w której próbujemy żyć. FUCK THE SYSTEM. [wkurw mode on]