środa, 28 lipca 2010

wrzucam je, żeby pamiętać. żeby m i e ć. czy te słowa dotykają mnie bezpośrednio? czy wplatam je w swój każdy krok? wątpliwe. odwiedzam je jak skąpiec w skarbcu. może tym różni się kultura od mistycyzmu.....
Every time you don't follow your inner guidance, you feel a loss of energy, loss of power, a sense of spiritual deadness
~Shakti Gawai
Labels? Okay, fine. I'm bisensual. Heteroflexible. And life-curious. That about covers it. ~Morgan Torva

wtorek, 27 lipca 2010

'I will not have my life narrowed down. I will not bow down to somebody else's whim or to someone else's ignorance'


bell hooks

piątek, 23 lipca 2010

nadeszło wsparcie. bez zastrzyku zewnętrznej energii padłabym tu, ale zadzwoniłam po wsparcie, i dzięki temu właśnie dziś pokryję pokój drugą warstwą farby... :-)

wtorek, 20 lipca 2010

family feel. najwyraźniej dzikie rodzinności nie są zarezerwowane dla Lublina. w Warszawie mniej więcej u-około braciaka i dziko ciut jest. ja -> Lublin -> z nadzieją, że przełamiemy anomię ruchu....... najwyraźniej jak raz się to zrobi, nie wystarcza. a może ta anomia to tylko społeczeństwo w mojej głowie? i anemia mózgu? etam, idę kupić książkę Pratchetta....

piątek, 16 lipca 2010

jest coś strasznego w tym, jak bardzo bycie tutaj pozbawia mnie energii. jestem w fazie przejściowej - od kilku dni - nie mogę się ruszyć - i - . - coraz mniej mnie to obchodzi. coraz łatwiej odpuścić i się zapuścić. tyle tylko, że dziś mam jechać do Warszawy, pojadę, nie odpuszczę, kurwa, muszę stąd wyjść. wyjść. jak wracać do tego miejsca? może najlepiej spalić z zawartością? jest sporo rzeczy, które spaliłabym bez żalu.

wtorek, 13 lipca 2010

po co mi szkoła aktorska.

- rozważam. Słucham, jak mój brat i jego dziewczyna dyskutują różne środowiskowe kwestie z zazdrością, i równocześnie - niesmakiem....? zazdroszczę konkretnej grupy, energii, którą niesie działanie w takiej grupie - bóg jeden wie, że brak mi tego od czasu pracy w radzie drużyny - ale zniesmacza mnie debatowanie, który teatr jest najfajniejszy, gdzie kto kogo nie lubi i nie wygryza, układy, układziki, od których zależny jest los aktora. sama oglądam bulwersujące teledyski (np. ten - http://www.youtube.com/watch?v=wc3f4xU_FfQ&playnext_from=TL&videos=Kt7svfPDjgs), prowadzę fascynujące rozmowy, piszę dziwne wiersze na erogroteskach (swoją drogą, profil tego bloga wyraźnie ewoluuje, ale nie hamuję tego - nie będę go zabijać formą) - i wciąż czuję, że jest dla mnie coś więcej w tym wszystkim. Pragnę dyscypliny i fizyczności, którą niesie z sobą szkoła, ale to nie koniec umiejętności, to mógłby być zaledwie początek...! jak powiedziała ostatnio moja mama, "dla ciebie to nie jest cel, tylko część drogi"... tylko gdzie mnie ta droga prowadzi?

zaufam drodze, bo droga to ja. na razie Rotterdam. gdy przyjdzie pora na kolejny krok, będę wiedziała.

środa, 7 lipca 2010

o co chodzi - vol. x

Nie cierpię tego, że nie wiem, do kogo mówię.

Nikt mnie nie czyta, nie słucha, nie słyszy. Czytelnictwo nazbyt jest bierne jak na mój gust. Potrzebuję publiczności, feedbacku, uniesionych brwi. Uszczęśliwia mnie bezpośredni kontakt. W kontakcie pośrednim - takim jak tu - najlepsze jest jego istnienie.

Piszę dla siebie, ale nigdy tylko dla siebie. Piszę dla słów, dla ustawiania ich obok, zapatrzonych w siebie nawzajem - dla erotyzmu literatury, literalnego napięcia (ha, Sontag). Piszę. Ale nie czuję was. Nie czuję się czytana. Erotyzm nie kończy się na relacjach międzywyrazowych. Pożądam czytelnictwa. Pożądam pożądania.

Pragnę reakcji. Punktu odniesienia. Nuży mnie cisza, bezruch. Tak, być może bez upartej promocji bloga nie można z d o b y ć czytających. Bez komercjalizacji. A ja wiszę na granicy poetyckości i piszę - lekko, od niechcenia - udając, że mi nie zależy - patrząc mimochodem - spragniona.