wtorek, 29 marca 2011

coś na kształt determinacji

Mam to gdzieś. A raczej, gdzieś - ukrytą - miałam determinację. Wyjęłam, otrzepuję z kurzu. Wygląda na to że ach, ach, wszystko przeciwko mnie; ale się nie poddajemy. Ha!

Odkryłam, że jestem skłonna - ot, tak - rzucić studia przed samą magisterką, po to tylko, żeby robić to, co mam tak naprawdę robić. Jakkolwiek jest to głównie gest - prosty, by nie rzec prostacki, dobrze wyglądający w heroicznej, artystycznej wikibiografii - nie chodzi nawet o to rzucenie studiów. To w pewnym sensie wyraz priorytetów. Manifestacja tego, co się liczy. Więc once more, with feeling, mam to gdzieś - i to zupełnie nowe uczucie jest. Uczucie wolności. Aż musiałam do Holandii pojechać, żeby sobie to wszystko przypomnieć :)

Im dalej od domu, tym do niego bliżej. Tak, chce mi się grać na pianinie i śpiewać; Tim Minchin, Jamie Cullum, Gaba Kulka, oni wszyscy grają, grają, grają w mojej głowie. Chce mi się tańczyć. Mój taniec to rytuał radości życia, w którym rytmem stóp i ramion buduję energię do góry, do góry, do góry. Pragnienie euforii, które tak często mi towarzyszy (M.: "you're an adrenaline junkie, baby") tak właśnie najlepiej się spełnia, i skończyłam już z przepraszaniem za nie.

Także tak. Także no, jak rzekłby Jacek. Nastał czas, czas nastał, pani dziejko, żeby sobie po prostu naprawdę parę rzeczy odpuścić. Po latach rozterek, rozmyślań, emocjonalnych zawirowań, odkrywam nareszcie - czego ja chcę, i że to czego ja chcę, naprawdę się liczy.

No. :-)

wtorek, 22 marca 2011

ażeby potem - o wiosennej, ulotnej radości napisania :-)

Pierwszy dzień wiosny. Rita niedomyta
biegnie z esejem w zębach. Coś jej świta
że dość jej majonych żytem rozmaitem
akademickich łąk, kałuż - jest mitem
Ritowa zdolność samodzielnej pracy.
Ricie do pracy potrzebni swojacy,
grupa, inspira lub inicjatywa
tak, w kolektywach Rita się wyżywa.
Gdy pisze esej o różnorodności
w społeczeństwie Holandii i jej licznych "gości"
(tych rodem z Surynamu) na drugim kanale
uwagi o tym nie rozmawia wcale;
Fejsbuk: tam żwawo wrze postpolityka
na skajpie miłość z emotką się styka
z obsesją skrajną filozofii - Rity facet
butelką rozbiłby Sartre'owi glacę
gdyby mógł tylko. O perskich poetach
o horoskopach, kabale, podnietach
tarotycznych się mówi, rozmowa zakwita
'erotyzm oczami kobiet' Rita czyta
(Esej powstaje chyba wbrew wszystkiemu
albowiem wszystko jest przeciwko niemu).
Na znak protestu wobec masochizmu
komputer pada, ażeby się schizmą
oddzielić - o, protetyczna całości
od mózgu Rity w (nie)okazałości.
I tak to, po napisaniu szczęśliwa
Ręcznie, w zeszycie Rita się wyżywa

(ażeby potem mieć co przepisywać...)

wtorek, 8 marca 2011

Zmieniam się.

Nie miałam pojęcia. Tyle fascynacji, tyle pomniejszych zakochanostek, ale nie wiedziałam, że to sięgnie tak głęboko i mnie zmieni , jak subtelna reakcja chemiczna na poziomie komórkowym. M. ujął to tak: "There are consequences, but also - benefits", i jakkolwiek frywolnie to brzmi poza kontekstem... :) Jestem rozproszona, zakręcona, pełna energii - zdołowana, przestraszona, zwinięta w kłębek niepokoju - ad infinitum, ad nauseam. Jesteśmy, hm. Jesteśmy obrzydliwie przesłodzeni, zakochani jak w filmie z lat 50. :p Poezja, miziu miziu, rączki całowanie etc etc.

A, co mi tam. Chcę się słodzić to będę. Mrrr. :)