środa, 21 października 2009

i prawie po

Pracuję nad użalaczem - przeprogramowanie! Dziś był dzień bardziej dla mnie - posprzątałam, ugotowałam, zjadłam, obejrzałam motywacyjny film. Ile taki spokojniejszy moment może dać, prawda? A jutro - też dla siebie - jadę do Łodzi. Na rozmowę kwalifikacyjną. Bo czemu nie :) Camerimage wzywa! To jest ten rok... :) Plus, zawsze mi dobrze robią podróże, przewietrzenie głowy. I miło się do domu wraca, też.

We wtorek występ. Nad nim też pracuję. I spodziewam się naprawdę dobrych efektów.

Idę dziś wcześnie spać (pociąg o 5 rano!!! :) Miłego wieczoru życzę - sobie i prawdopodobnie nieistniejącej-lecz-zakładanej publiczności czytającej... (hm. Taki Eco zakłada czytelnika idealnego, a ja - nawet pisząc - publiczność idealną. I co to mówi, hm? :)

poniedziałek, 19 października 2009

użalacz

Włączył mi się użalacz. Jestem zła na siebie. Co robić, co robić?

Z jakiejś przyczyny mam problem z występami publicznymi. Zatyka mnie trema, drżą ręce, mam pustkę w głowie, to, co zawsze przychodziło łatwo, teraz sprawia mi trudność. I włącza mi się złość - wściekłość! - którą kieruję na siebie. A przecież jeśli coś się dzieje, to są powody. Takie rzeczy nie biorą się z powietrza.

Czuję ból w sztywnych rękach, jakbym miała popis w szkole muzycznej - jedyny rodzaj występów, których nie lubiłam, nie byłam w nich dobra. Czy nie jestem dobra w prelekcjach do filmów? Zależy od filmów. Może muszę zacząć zapisywać to, co mówię. Nie podoba mi się to, bo nigdy nie było takiej potrzeby. :(

Napięcie osiadło w ciele. Czy martwię się o nadchodzący proces alimentacyjny? czuję się niekompetentna/ brak mi wiary w siebie? nie wiem, jest niepokój i użalacz. Mam ochotę przestać występować całkowicie, dać sobie spokój, ale tego właśnie nie zrobię. Występy to jedna z największych znanych mi radości i nie oddam jej tak po prostu.

sobota, 17 października 2009

Między młotem a kowadłem

Po czym poznać, że jest się trans?

Nie śmiej się, to poważne pytanie, na które - po zastanowieniu - nie znajduję odpowiedzi. Czy moje prywatne 'trans' już się kwalifikuje pod jakiś -izm czy nie?

Zawrócę na chwilę i wyjaśnię korzenie mojego pytania.

Czasem czuję się mężczyzną. Trudno to jednoznacznie wyjaśnić. Z jednej strony, żyję w społeczeństwie, gdzie role płciowe są określone w sposób binarny (jeśli coś nie jest kobiece, jest męskie i odwrotnie): czuję zatem sprzeciw, gdy zachowuję się w sposób 'męski' ("to nie spodoba się otoczeniu"); sprzeciw ten jest represją, wewnętrznym strażnikiem. Niestety, czuję też sprzeciw, gdy zachowuję się w sposób pejoratywnie kobiecy (np. jestem nieasertywna, nieśmiała, skulona i stłumiona). To, tak się składa, nie podoba się mnie samej, sprzeciw zatem byłby buntem mego "prawdziwego" "ja". Zakładając, oczywiście, istnienie 'ja', bo że spójna tożsamość jest nadal w budowie, ten post wyraźnie pokazuje.

Z drugiej strony, obcuję z literaturą i kulturą o tematyce genderowej. Gdy nie opisuje ona społecznych reperkusji dowolnie definiowanej Inności, można ją podsumować hasłem "wszystko jest możliwe". Welcome to gender buffet - all you can eat.

Sprawdziłam definicje na wikipedii. Transwestytyzm o typie podwójnej roli (tu wpisuje się moja fascynacja drag king); transwestytyzm fetyszystyczny (niekoniecznie), transseksualizm (i tu znów wahanie...). Pomijając już nawet specyficzne erotyczne smaki, temat jest niejasny. Niejasność zaś, z kolei, nie jest prosta.

Zdaję sobie sprawę, że chęć opowiedzenia się po jednej stronie barykady jest właśnie efektem tej społecznej binarności, wszczepionej mi od najmłodszych lat. Płeć w społeczeństwie definiowana jest przez performatywność (np. ubieranie się jak kobieta) i pożądanie (koniecznie płci przeciwnej). Stąd lesbijka w zbiorowym umyśle jest mężczyzną (pragnie kobiet) i odwrotnie. Transwestytyzm o typie podwójnej roli zaspokaja też emocjonalne potrzeby ludzi - akt 'stawania się' płcią 'przeciwną' pozwala na typy zachowań, na które trudno sobie pozwolić w 'codziennej skórze'. Uwalnia. Daje nowy kontekst. Pozwala doświadczyć inności.

Co z tego wynika? Przypomina się opowieść Foucalta o Herkulinie, hermafrodycie. W idealnym społeczeństwie utopii (gdzie nie byłoby stereotypów, choć nie wiem, co zamiast nich ułatwiałoby ogarnianie rzeczywistości) Herkulina mogłaby żyć dokładnie taka, jaka była. Być może i ci, którzy w naszym społeczeństwie zmieniają płeć, nie czuliby tej palącej inności, niewygody niewłaściwego ciała. Mogliby akceptować to, kim są. Być może istnieją 'esencje' kobiecości i męskości, ale może to też być stadnym praniem mózgu. Cokolwiek jest 'prawdą' i racją dla każdego i każdej z nas, doświadczenie inności jest czymś, co polecam. Warto poszerzać perspektywę.

poniedziałek, 5 października 2009

wizyta starych znajomych

drżączka gorączka rządzi moim ciałem. Niedoskonałe. Niedoskonałe. Wciąż niedoskonałe!

Znacie to uczucie?
Są dni, gdy zanika we mnie pewność siebie, a zwłaszcza myśl, że wiem, co robię. Plany na przyszłość chwieją się niebezpiecznie, lęk przebiega zimną dłonią po karku. Trzęsę się wtedy, dotknięta.

Dziwny to stan. Dzięki niemu doceniam ulgę i spokój, które spływają, gdy tylko stawię lękowi czoło. Dzięki niemu łatwiej mi bronić swoich wizji, bo sama zwątpiłam w nie i uwierzyłam wiele razy, i dobrze znam wszystkie czynniki i argumenty. Pozwala mi docenić, jak bardzo chcę.


Mimo to - nie lubię się bać. Kto lubi? Taki przyszłościowy lęk o swój los nigdy nie jest miłym gościem. Jest pełnia księżyca, a ty też starasz się wierzyć w nowy dzień. Nawet w te noce, gdy wszystko wygląda groźnie, niejasno i niepewnie. Dionizyjsko. Chaos i ład, splecione w uścisku wokół pęknięcia nierzeczywistej ponowoczesności.