poniedziałek, 18 lipca 2011

Feminizm dla początkujących, czyli dlaczego kampania Greenpeace otwiera mi nóż w kieszeni

Ostatnio byłam świadkiem, i po troszę uczestniczką dyskusji, w której strony komentowały feministyczną reakcję na najnowszą kampanię Greenpeace (linki pod spodem). Spot Greenpeace, w którym Ken zrywa z Barbie, bo firma Mattel przyczynia się do wycinania lasów, używając wdzięcznych słów ”F***ing b*tch”, wzbudził wiele reakcji; widząc, że argumenty w dyskusji wyrażały słuszne oburzenie obu stron, uświadomiłam sobie, że nie wszyscy znają podstawy feministycznego światopoglądu. Innymi słowy, to, co dla feministek jest przedmiotem obserwacji i aktywności na rzecz zmiany, czyli stan społeczeństwa, dla kogoś, kto nie ma pewnego aparatu pojęciowego (i tak, wiem, że zaraz ktoś rzuci słowem „indoktrynacja”, ale obstaję przy swoim) nie ma wyraźnego „stanu społeczeństwa” i szeregu zjawisk, które, widziane razem, wyrażają, powodują i umożliwiają istnienie seksizmu. Dla niektórych uczestników i uczestniczek społeczeństwa istnieje szereg zjawisk, które a) nie łączą się ze sobą, b) zupełnie ich nie dotyczą. Niemniej jednak dla tych, którzy/re chcieliby, chciałyby zrozumieć przyczynę mojego „świętego gniewu”, proponuję poniższe założenia.

Założenia feminizmu zazwyczaj nie powstają w czyjejś głowie przez jedną noc. To wymaga pracy. Tzw. moment feministyczny, czyli czarny kot w Matriksie – chwila, kiedy postrzegasz zjawisko, które nie powinno mieć miejsca, a nikt inny nawet tego nie zauważa – to tylko pierwszy, intuicyjny przebłysk, na resztę trzeba, szeregiem lektur i refleksji, konkretnie sobie zapracować. Samodzielna refleksja jest w cenie. To tak na marginesie.

1. MEDIA

Media reprezentują i równocześnie promują pewien stan społeczeństwa, i ogólnie mają na nas wpływ. W przypadku casusu Greenpeace, rozmawiamy o pewnym rozumieniu seksualności, ale najpierw bardziej ogólnie: ponieważ, tak jak w Rejsie, lubimy te piosenki, które znamy, zdecydowana większość przekazu medialnego nastawiona jest na bezrefleksyjne zachowanie status quo. Tak się składa, że to, co jest przekazywane i utwierdzane, to dogmat heteronormatywnej męskiej władzy. Ciężkie słowa, może się kto skrzywi, niemniej jednak: czemu obelgi są bazowane na nienormatywnej, niekontrolowanej społecznie seksualności? Kurwa, lesba, pedał. Zachowaniu tzw. kurwy odpowiada tzw. playboy, nie muszę tłumaczyć, jaka jest różnica wartościowania obydwu wyrazów. Władza, o której mówię, jest władzą symboliczną, co wcale nie znaczy, że nie ma wpływu na nasze codzienne życie. Cytując luźno Jean Kilbourne, autorkę dokumentu Killing us softly 3 (jedna z podstawowych lektur feministycznych), który traktuje o przedmiotowym postrzeganiu kobiecości poprzez media: „Nie twierdzę, że reklamy powodują gwałt. To nie takie proste. Uważam, że przyczyniają się do istnienia klimatu, atmosfery, która umożliwia przemoc wobec kobiet”.

2. WSZECHOBECNOŚĆ PRZEMOCY

Nie, nie będzie o tym, że każda feministka jest ofiarą gwałtu, i jako taka jest usprawiedliwiona w swej irracjonalnej i nadmiernie emocjonalnej nienawiści wobec mężczyzn. Będzie o tym, że możliwość bycia ofiarą przemocy seksualnej i seksualnej władzy jest elementem codziennej rzeczywistości kobiet, i choć przydarza się mężczyznom, skala zjawisk jest niewspółmierna. Najlepiej ilustruje to tekst, który ostatnio znalazłam. Jego autorem jest Byron Hurt, Czarny mężczyzna, który z zainteresowania sprawami rasy przeszedł do zainteresowania kwestiami płci. Poniżej podaję link, ale żeby nie zmuszać do czytania całej historii, streszczę przykład. Otóż nasz bohater przeżył swój moment feministyczny jako uczestnik warsztatów, gdy prowadzący spytał mężczyzn siedzących na Sali, co robią każdego dnia, aby uniknąć przemocy seksualnej. Nikt z zapytanych nie umiał znaleźć szybkiej odpowiedzi, i wyszło na to, że – nic. Spytane kobiety podały cały szereg działań, które są także elementem i mojej rzeczywistości. Nienawiązywanie kontaktu wzrokowego, przejście na drugą stronę ulicy, noszenie gazu pieprzowego czy kluczy w ciemnej uliczce – to tylko kilka z wymienionych. I to, że ten stan rzeczy jest codziennością, utwierdza mnie w przekonaniu, że władza symboliczna nad kobietami żyje i ma się dobrze – że istnieje przywilej. Istotą przywileju jest bowiem fakt, że grupa uprzywilejowana nie musi się nad nim zastanawiać: jest to element normalności, że mężczyzna, idący ciemną uliczką jeśli się boi, to „tylko” pobicia. Z kolei, by rzucić własnym przykładem, prawie nie noszę spódnic, jeśli wychodzę z domu na cały dzień, a zwłaszcza na imprezę: groza „ułatwionego dostępu” wywołuje we mnie – niestety usprawiedliwioną statystykami – paranoję. Że nie wspomnę o butach na obcasie, które, choć niewygodne, bywają dla niektórych kobiet przedmiotem estetycznego pożądania; niestety, też prowokują panikę: nie da się w nich swobodnie uciekać.

3. PRAWO DO EMOCJI

I tutaj przechodzimy do często zarzucanej feministkom „irracjonalnej emocjonalności”. Nie twierdzę, że mamy prawo werbalnia napadać na ludzi w imię jakichś trywialnych i bliżej niesprecyzowanych „emocji”. Uważam, że mamy prawo się bronić, bo dla nas refleksja nad pewnymi sprawami należy do codzienności. Trudno rozdzielić kobietę od jej ciała, żeby prowadzić z nią „obiektywną” i „oderwaną” dyskusję na temat jakiejś abstrakcyjnej przemocy. Jak pisze Melissa McEwan (Feminism 101: Helpful Hints for Dudes, part 1), takie podejście po prostu nie jest fair. Przemoc wobec kobiet, przekaz medialny, używane słowa nie stanowią dla nas odrębnych, nie związanych z naszym życiem zjawisk. „Nie jesteś obiektywny w kwestiach kobiecych, bo nie jesteś kobietą. Jesteś tak samo subiektywny jak ona, ale z innej przyczyny. Przywilej albo jest dla nas korzystny, albo spycha nas na margines. Taka jest rzeczywistość systemowych uprzedzeń; szkodzą nam wszystkim.

4. ŻAL. PL, CZYLI CZEMU GREENPEACE MNIE ZŁOŚCI

Dekonstrukcja spotu Greenpeace pod kątem symbolicznym to kaszka z mleczkiem. Oto Ken rzuca Barbie, nie przebierając w słowach, choć i Ken i Barbie to produkty tej samej firmy, więc są po równo „odpowiedzialni”. I to o czymś świadczy, że twórcy kampanii, chcąc wyrazić gniew w sposób nośny medialnie, wybrali wyrażenie pt. „Suka j***na”. Kontekst staje się bardziej oczywisty, gdy poczytać czarujące komentarze pod filmikiem, podane również w jego feministycznej interpretacji. Jeden z łagodniejszych wspomina coś o tym, że Barbie jest @#^%&^, a Ken, niezaspokojony w sypialni, został (tu wstaw homofobiczne wyrażenie, które sobie wybierzesz, w końcu jest ich wiele). Jedno zdanie, a jak zgrabnie reprezentuje symboliczną, heteronormatywną dominację. Szkoda tylko, że kampania miała reprezentować słuszny gniew na koncern, który przyczynia się do niszczenia środowiska. Niestety, cel nie uświęca, w moich oczach, takich środków.

Dlaczego spot wywołał aż tak szeroką reakcję? Cóż, duch aktywizmu nie dyskryminuje, wśród feministek i feministów nie brak też ekolożek i ekologów, którzy czują się zdradzeni przez taką formę przekazu. Greenpeace deklaruje się jako organizacja wolna od seksizmu*; tak jak my, walczą o lepszy świat: nic dziwnego, że nie chcemy, by walczyli naszym kosztem! Jeśli ekologia wiąże się ze zmartwieniem o świat, w jakim żyć będą przyszłe pokolenia, feminizm to działanie i refleksja zmierzające ku pozostawieniu lepszego społeczeństwa. Swoista ekologia płci i roli społecznej, między innymi. Greenpeace to „nasi”, to organizacja, z którą naturalnie się solidaryzujemy, to sprzymierzeńcy: SPODZIEWAMY SIĘ PO NICH CZEGOŚ LEPSZEGO.

5. I JESZCZE O OCZYWISTOŚCI PRZEKAZU MEDIALNEGO.

Ten spot mierzi mnie od strony czysto artystycznej: nawet jeśli jest nośny, idzie po linii najmniejszego oporu. Czymś takim jest właśnie odwołanie się do żeńskiego stereotypu, używanie takiego, a nie innego języka – rozumiem w pełnometrażowym filmie, który jakoś oddaje rzeczywistość, ale celem kampanii społecznej jest zazwyczaj zmiana rzeczywistości. Pamiętam, jak na warsztatach aktorskich widziałam scenkę, w której grupa trzyosobowa zrobiła fabułę pt. mąż zostawia żonę, a potem spotyka się z kochanką, która na niego napada: zrobiłeś to? Evil female criminal mastermind, po prostu, że tak rzucę, Złowroga Postać Kobieca. I znowu: gdyby to był cały spektakl, z pogłębionymi relacjami, nie czepiałabym się, ale schematyczność formy nie musi przekładać się na schematyczność myślenia. I kiedy przyszła pora na moje uwagi, powiedziałam coś na temat pułapki stereotypu. Dwie sekundy później, po krótkiej naradzie, odegrali zniuansowaną scenę, w której kochanka i odchodzący mąż to dwie osoby zaplątane w trudną emocjonalnie sytuację, a nie manipulatorka i jej marionetka. Można? Można. Wystarczy tylko pomyśleć przez dwie sekundy, i poddać krytyce pierwszy „oczywisty” scenariusz. Wystarczy pomyśleć zanim się coś powie, albo nakręci spot reklamowy. Od organizacji takiej jak Greenpeace, która chce zmienić ludzką perspektywę, wymagam choć minimalnej zdolności krytycznego myślenia.




Bibliografia w kolejności występowania:

Spot Greenpeace: http://www.youtube.com/watch?v=Txa-XcrVpvQ&feature=related

Spot feministyczny: http://www.youtube.com/watch?v=gBIl4rOC-rQ&feature=share

Jean Kilbourne, Killing us softly 3, 1999 (reż. Sut Jhally)

Byron Hurt: Why I am a male feminist, http://www.theroot.com/views/why-i-am-male-feminist

Melissa McEwan, Shakesville: Helpful Hints for Dudes, part 1 http://shakespearessister.blogspot.com/2011/02/feminism-101-helpful-hints-for-dudes.html

Greenpeace fundraising policies: http://www.greenpeace.org/belgium/Global/belgium/report/2010/3/fundraisingpolicies.pdf

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz