piątek, 3 września 2010

nowe początki

Jechałam, i czułam się jak wąż zmieniający skórę. Pozostawiałam coś za sobą; to nie bolało - tylko ta... pustka? jak usuwanie martwego zęba. ok, dość pseudofilozofii. doświadczenie wyjazdu Z Polski, pożegnania z domem, przyćmione jest obecnie przez bycie Już W Holandii.
Jestem tu. Załatwiam mnóstwo spraw, wszystko się udaje. Dziś spałam pięć godzin, bo pisałam zlecenie, i nadal znajduję czas dla siebie, żeby wpaść na bloga. Uczę się swoich rytmów na nowo, co mogę i czego nie mogę robić. Jestem skoncentrowana na sobie, ale wciąż starcza na innych.
Jestem zadowolona :) póki co, towarzysko-papierologiczne dni codzienne są bardzo przyjemne. Mieszkam na razie sama (może dziś się to zmieni?) i bardzo sobie to chwalę (zwłaszcza to, jak bardzo jestem przygotowana na wyzwania tych dni: dziękuję Mamo! myślałyśmy dobrą chwilę nad tym, co wziąć). Umówiłam się z doradczynią od kariery o wdzięcznym imieniu Dorienne - tutaj nie zostawiają studentów samym sobie, i zamierzam to wykorzystać. Jutro idę założyć konto w banku. I tak dalej.

Zmieniam się, w mówieniu, projektowaniu, pisaniu. W pisaniu widać - sprawia mi potworne problemy, nowa wiedza językowa i naukowa próbuje się zintegrować, dołączyć do umiejętności "tworzenia pięknych zdań". Wychodzą nieraz ciekawostki przyrodnicze. Nie mogę teraz napisać recenzji od jednego machu; musi być myślowy okres karencji. Tak jak kiedyś miałam problemy z prelekcjami - złości mnie, gdy coś, co zawsze przychodziło łatwo, nagle sprawia problemy. Ale może jest ku temu przyczyna.

Zmiany w pisaniu widać pewnie na blogu - piszę tu luźniej, swobodniej, dziwne anglo-zaczerpnięte metafory prześlizgują się przez szerokie oka autocenzury. Ale zmiany są w głowie. Chcę zapisać ten czas, właśnie teraz - wstaję o wschodzie słońca i mogę wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz