wtorek, 13 lipca 2010

po co mi szkoła aktorska.

- rozważam. Słucham, jak mój brat i jego dziewczyna dyskutują różne środowiskowe kwestie z zazdrością, i równocześnie - niesmakiem....? zazdroszczę konkretnej grupy, energii, którą niesie działanie w takiej grupie - bóg jeden wie, że brak mi tego od czasu pracy w radzie drużyny - ale zniesmacza mnie debatowanie, który teatr jest najfajniejszy, gdzie kto kogo nie lubi i nie wygryza, układy, układziki, od których zależny jest los aktora. sama oglądam bulwersujące teledyski (np. ten - http://www.youtube.com/watch?v=wc3f4xU_FfQ&playnext_from=TL&videos=Kt7svfPDjgs), prowadzę fascynujące rozmowy, piszę dziwne wiersze na erogroteskach (swoją drogą, profil tego bloga wyraźnie ewoluuje, ale nie hamuję tego - nie będę go zabijać formą) - i wciąż czuję, że jest dla mnie coś więcej w tym wszystkim. Pragnę dyscypliny i fizyczności, którą niesie z sobą szkoła, ale to nie koniec umiejętności, to mógłby być zaledwie początek...! jak powiedziała ostatnio moja mama, "dla ciebie to nie jest cel, tylko część drogi"... tylko gdzie mnie ta droga prowadzi?

zaufam drodze, bo droga to ja. na razie Rotterdam. gdy przyjdzie pora na kolejny krok, będę wiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz