piątek, 15 kwietnia 2011

kocią drogą

Tu pętelka, tam zakręcik - prosta droga mnie nie nęci. Prosto psy się mogą ganiać. I tak wracam - do pisania. miau!

Powaga. Zawracam kocim ogonem, zawijam w pisarską stronę. Twórcze pisanie dla młodych panien, nie ma przebacz. Z nieba mi spada. Gadam, piszę, piszę, gadam. Nawet coś do powiedzenia mam, testuję językowo tworzywo, spoiwo, łuczywo idei. Samo mi się klei.

Już, już coś miałam rzec, i zaraz jakiś rym wpadał mi w pół słowa :)

Wracam do pisania, jak do dzieciństwa. Coraz mniej presji, bo coraz mniej mnie obchodzi to wszystko. Nudzi mnie uniwersytet z jego standaryzowanymi szufladkami. Nudzi mnie niepomiernie, nieziemsko, limit słów, nieprzekładalny na inspirację. Nudzi mnie, że nikt ode mnie nie wymaga tego, co sama uważam za najważniejsze: twórczości, innego spojrzenia na temat, uważności na punkty widzenia, różnorodności formy i treści. Te wymagania nieraz obniżają mi ocenę, dodane zaś do wymagań uniwersyteckich zazwyczaj obniżają mi nastrój: albo nie mogę nic napisać, spętana nadmiarem wymagań, albo piszę, składając w ofierze to, co sama uważam w pisaniu za cenne, za twórcze. Twórcze, nie - oryginalne; z dwojga złego wolę stworzyć świadomy banał który CHOCIAŻ DLA MNIE jest nowością, CHOCIAŻ MNIE coś DAJE. Wszystko już było, to tylko TO CIAŁO, TEN UMYSŁ, które są mi dane, mają doświadczać na nowo i rozkoszować się doświadczaniem. Tym się mam zajmować, tym cieszyć, to jest moje zadanie, moja nagroda za danie mi tego umysłu i tego ciała.

Nudzi mnie, że "Pełno nas/ a jakby nikogo nie było" - nie ma z kim pogadać! Czy mi się śniła twórcza uniwersytecka atmosfera? Nie powiem, zdarzyła się tu, zdarzyła się w Polsce - ach, jakże doceniam takie wyjątki! A jednak, choć jestem pełna entuzjazmu wobec rotterdamskich doświadczeń, muszę powiedzieć, że standaryzowana edukacyjna klateczka, w stronę, której zmierzamy, jest tylko marginalnie lepsza od przykurzonych, kanonicznie uświęconych relacji władzy, od których odchodzimy.

I już nie wiem, czy to dlatego, że tutejszy uniwersytet jest dość mocno skupiony na ekonomii? Nie, o tym też można rozmawiać twórczo, choć fakt, że mam kontakt z 'typem' umysłowości mocno różnym od mojego. Czy to dlatego, że ja się nie nadaję na uniwerek, i że mam tego dosyć? Niby fakt, ale czemu, skoro w odpowiednich okolicznościach potrafię być studentką znakomitą, a nie mierną? Mówię to bez fałszywej skromności, bo wiele razy aktywnie starałam się stworzyć sobie warunki do bycia studentką znakomitą, ale - nomen omen, pozdro z Holandii - to droga pod wiatr, walka z wiatrakami. Nie chce mi się, miau.

Ileż można? A tymczasem skrobię esej na siedem stron zamiast trzech, ale to zamiast dwóch innych esejów. I tak nie będę mieć oceny, jako obrzydliwy "freerider" chodziłam na przedmiot niedostępny dla Erasmusów, czyli w pewnym sensie na przedmiot, za który nie zapłaciłam. Skromne to moje granie systemowi na nosie.

Ileż można się bić? Dziś miękką łapką stukam w klawiaturę. Miau. Wolę moje kocie drogi. Drogi uniwerku, fuck you czule, w czółko całuję. Kto wie, może się znów spotkamy, ale "I'd rather not". Wolałabym nie. A przynajmniej nie za szybko, i na moich zasadach. Może założę szkołę, kto wie, według zasad Kena Robinsona (niewtajemniczeni - guglać i na TED! najpierw z 2006, a potem z 2010 wykład oglądać). Póki co, przebrnąć mgr. Wrrr. I dalej, dalej. Jedźmy, nikt nie woła.

Myślenie o wartościach. Tego, co uważam za wartościowe, uniwersytet nie ceni. Może to tylko syndrom niewłaściwej osoby w niewłaściwym miejscu. Ale jakoś nie całkiem to pasuje do sytuacji. Mam jobla na punkcie edukacji, stentorowy głos niedoszłej pastorki/wykładowczyni, owszem, również zajoba scenicznego, i skłonność ku zaangażowaniu społecznemu. Oprócz tego, żem artystka, no to ogólnie widać, jakam niewłaściwa do pracy z młodzieżom! Ech, nie kończy mi się ta jazda...

Miau. Lśniącym futerkiem się wypinam. Już mi się nie chce. Urlop dla zaangażowanych. Zajęcia odwołane z powodu ciekawszych zajęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz