środa, 11 stycznia 2012

nie cierrpię smerrfów

argh, nienawidzę chorować. plany przesmyknięte między palcami, och, dzień jak codzień. i jak to zrobić, pytam - jak to zrobić, żeby sobie żyć w swoim ciele, życiem zadowolonym i okazjonalnie szczęśliwym? mam ochotę rwać włosy z głosy. wszystkie odpowiedzi, które znajduję, są subtelnie niewłaściwe. wiem, że tańczyć, że śpiewać, że właściwi ludzie, środowisko, że motywacja, kreacja, kombinacja (nacja?), ale chce mi się wyć!! bo wszystkie te odpowiedzi są jak homonimy, które znaczą też coś innego, i to znaczenie pod spodem wydaje się nieosiągalne, nie do znalezienia!!! matrix, kurwa, they're all slightly off, deja vu, coś się nie zgadza. a może to matryca mojego umysłu wypluwa rzeczywistość. co jest prawdopodobniejsze, i nie robi żadnej różnicy.

nie chcę chcieć czytać Derridy i Baudrillarda. chcę tańczyć, chcę chcieć tańczyć. tymczasem kluby śmierdzą, dobrzy tancerze wyjeżdżają lub zachowują się jak własne złowrogie bliźniaki z twilight zone, straciłam głos około soboty i jeszcze go nie odzyskałam, ile razy złapię jakąś nitkę w palce lub zęby, tyle razy mi ucieka. mam za dużo do wyboru? nie jestem dość wytrwała? moje chęci i powinności się zmieniają? brak mi pewności siebie? włączam Moby'ego i idę się wykąpać. mam ochotę na Ciechowskiego, ale nadmiar dramy już został osiągnięty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz